Jako że sezon "dzikoróżany" dla mnie się dopiero rozpoczął i sukcesywnie zbieram owoce, miałem przy okazji możliwość zauważenia, że głogi w tym roku ładnie obrodziły. Róży nie jest jakoś porywająco, a i owoce, którym udało się zawiązać nie powalają swoją wielkością. Przykładowo w ubiegłych latach w ciągu godziny udawało mi się zebrać 2 kilo. W tym roku, żeby uzbierać taką ilość potrzebuję około 70 minut. Niby nie dużo, lecz przy ilości 100 kilo, które zaplanowałem sobie na ten rok, robi się już o 8 godzin więcej zbierania. Natomiast w smaku owoce są słodkie, bardzo aromatyczne, co dobrze wróży na przyszłość.
Wracając do głogu, to tak się składa, że na terenie, na którym zbieram róże jest sporo krzewów głogu (raczej na dziesiątki niż na pojedyncze sztuki). Jako, że mnie osobiście ten surowiec nie interesuje chętnie wskażę miejsce zbiorów. Teren jest położony na obrzeżach Łodzi - południowy wschód - na otwartej przestrzeni, więc zanieczyszczenia ze znajdującej się opodal drogi (raczej słabo używanej) są niewielkie. Jeżeli ktoś reflektuje to zapraszam. Nigdy nie zbierałem głogu, więc trudno mi oszacować ile kilogramów można z tych krzewów pozyskać.
Ostatnia sprawa, do której nawiązuje tytuł tematu, to rower, który mi dziś skradziono podczas, gdy ja zajęty byłem obrywaniem owoców. Sytuacja raczej mnie bawi, zwłaszcza, że nie przywiązuję się zbytnio do rzeczy materialnych. Elementem zabawnym jest stan techniczny roweru, który był mocno nadszarpnięty. Rower służył mi jedynie do jazdy po niesprzyjającym terenie bez obawy, że pojazd może ucierpieć. No i cierpiał sporo, bo raz, że ubiegłą zimę "sezonował" się na zewnątrz, dwa to skrzywione tyle widełki, wygryzione siodełko i nietrzymające ciśnienia opony (o reszcie nie będę wspominać). Generalnie gratuluję nowemu nabywcy łupu

Wydaje mi się, że najbardziej wartościowy w tym rowerze był świeży, tegoroczny smar znajdujący się w piastach i zębatkach. Roweru nie chciało mi się tachać pod nasyp kolejowy i pozostawiłem go w zarośniętym rowie przy torach, dlatego też moje podejrzenie pada na dwóch spacerujących sobie po torach funkcjonariuszy kolei. Najbardziej mnie martwi to, że na kolejne zbiory będę musiał iść na pieszo
