Jako kompletny laik zabrałem się za robienie miodu pitnego.

Oczywiście nie ustrzegłem się kilku błędów. Jednak efekt końcowy przeszedł najśmielsze oczekiwania.
Przy syceniu (bezpiecznie jako pierwszy miodek) oczywiście nie pomyślałem żeby uzupełnić odparowaną wodę

. I w ten sposób z dwójniaka wyszedł niemalże półtorak. Drożdże (malaga) i pożywka kupowane w spożywczym

w Białej. Jeszcze kwasek i do gąsiorka. Wystartowało to wszystko zdecydowanie acz łagodnie. Przez tydzień zaglądałem czy to piana czy pleśń

. Wyszło na pianę

. Oczywiście przy takim stężeniu cukru drożdże trzeba było dotleniać. Tak co dwa -trzy tygodnie. Początkowego nie znam bo nie mierzyłem(nie miałem czym), ale stanęło na 28Blg. Wyklarowane poczekało jeszcze

i wreszcie po prawie czterech latach właśnie dziś zlałem do butelek

. I pod lak. Mówią że gotowe będzie

za kolejne cztery wiosny. Nie ma sprawy

-zaczekam.